sobota, 25 października 2014

Jesteś tym, co jesz

Tytuł, który ostatnimi czasy, można zobaczyć wszędzie- w wielu gazetach, artykułach, blogach. Temat powszechny. Modny?

Jesteś tym, co jesz.

Zatrzymaj się teraz. I zastanów się nad tym, co oznaczają te słowa. 

Powiem Ci, co oznaczały zawsze dla mnie.
Gdy widziałam gdzieś takie hasło, pierwsza moja myśl jaka się nasuwała to fakt, że to moda na zdrowie panuje w dzisiejszych czasach, że taki styl życia jest drogi i wykwintny. Myślałam sobie- tak, jak zacznę się w to zagłębiać to się dowiem, że w ogóle to nic nie powinnam jeść i że wszystko, czym się odżywiam to jakiś jeden wielki shit.
Więc nie zagłębiałam się. Uciekałam od prawdy. Wolałam nie wiedzieć, bo nie oszukujmy się- jest tak wygodniej.

Wiesz kiedy przełamałam się i zaczęłam węszyć?

Zacznijmy od tego, że pare rzeczy w moim życiu to zasługa Beaty Pawlikowskiej, którą bardzo cenię i uwielbiam za mądrość i prostotę, za wszystkie książki które wydała, a które odmieniły i nadal odmieniają moje życie. Jakieś pół roku temu kupiłam jej książkę- "W dżungli zdrowia". Zaczęłam czytać i moja irytacja rosła w siłe. Był nawet moment, że chciałam odłożyć ją na bok, ale coś mi nie pozwalało. Frustrowałam się z każdą stroną coraz bardziej, bo, cholera, ciągle utwierdzałam się w przekonaniu, że żywię się samym syfem. I przerażałam się tym, że pewnie już tak pozostanie, bo nie stać mnie by odżywiać się eko.

Ale nie to ruszyło mną od środka. Nie fakt, że jem syf.
Wiesz co na mnie wpłynęło? Co sprawiło, że dotarło? Co kazało mi węszyć dalej? I SPRÓBOWAĆ?



Beata wytłumaczyła w swojej książce jedną kwestię. Bardzo mocno podkreśliła tą rzecz.
Skupiła się na tym, że leczymy nasz osłabiony organizm lekami. A nie pożywieniem. Ze zdumieniem dotarła do mnie jedna bardzo istotna rzecz- że nasze społeczeństwo zapomniało do czego służy żywność tak naprawdę. Wszyscy jedzą po to, by było smacznie. Po to, by zaspokoić głód. Tylko po to.

Moi drodzy. Żywność jest po to, by odżywić. By wzmocnić organizm, który sam nie potrafi tego zrobić. Jesz po to, by dostarczyć sobie składników odżywczych, które mają dać Ci 
energię
siłę
radość
równowagę wewnętrzną
chęć do działania
Myślisz, że to kwestia psychiki i że jedzenie nie ma na to żadnego wpływu? Halo...?! Psychika jest ściśle związana z naszym mózgiem. A mózg.... to organ!!! I odżywiasz go tym, co wkładasz do ust!
I nie odżywisz go tymi wszystkimi cholernymi suplementami diety.. Jak słyszę reklamy tych wszystkich gówien, które mają Ci niby zapewnić lepsze samopoczucie, to szlag mnie trafia. Że nasz świat jest taki fałszywy, a my jesteśmy tak zacofani, że w to wszystko wierzymy..

Spróbowałam. I wiesz co odkryłam? Przede wszystkim to, że zdrowe odżywianie nie jest drogie. Bo to, że coś jest eko i dietetyczne i drogie, to wcale nie oznacza, że jest zdrowe. Jaka była moja ulga, gdy krok po kroczku odkrywałam różne zdumiewające rzeczy ;)

Jest jedna rzecz, która jest w tym wszystkim bardzo trudna. Lenistwo. Brak czasu. Szybkie życie. Sama niestety wciąż w ciągu dnia zjadam coś, czego nie powinnam, bo dopada mnie głód, a nie mam czasu przygotować nic zdrowego.. Ale nie poddaję się. Krok po kroku zmienię złe nawyki i odkryję nowe rozwiązania.

Ja zaczęłam od początku. Czyli od śniadania, które jest najważniejsze ;-)

A oto propozycja pysznego, zdrowego, pełnowartościowego śniadania, bogatego w magnez, który Polacy nałogowo przyjmują w kapsułkach.


Płatki owsiane na mleku z kakaem, bananami, słonecznikiem, orzechami, cynamonem i miodem. Szybko się przyrządza i gotuje samo podczas gdy Ty szykujesz się do pracy ;-)

Miłego słonecznego weekendu!

środa, 22 października 2014

Zdrowy egoizm

Nadchodzą te dni, gdy świat wokół robi się szarobury, smutny i zimny i za wszelką cenę chce Cię sprowadzić do takiego samego poziomu.
Rano budzi Cię deszcz stukający o okna, a Tobie nie chce się wyjść spod bezpiecznej, ciepłej kołdry.
Złota polska jesień odchodzi w niepamięć, a jej miejsce powoli zajmuje melancholijny listopad.
Dopada Cię zmęczenie, przygnębienie, smutek niewiadomo skąd i brak energii..

Powiesz, że marudzę, narzekam i dobijam Cię jeszcze? Nie, ja po prostu lubię prawdę, czystą prawdę, bez ściem. Uważam, że o wiele lepiej jest postawić sprawę jasno, zakasać rękawy i zabrać się do szukania rozwiązania, niż mydlić sobie oczy jakąś zafałszowaną rzeczywistością. 

Otóż to. A więc bierzmy się do roboty ;-)
Pomyślałam sobie, że przez następne miesiące bardzo istotną rzeczą w Twoim życiu powinien zostać zdrowy egoizm. Czym jest?
To umiejętność bycia dobrym dla samego siebie.
Niby taki banał..a ilu z nas ma z tym wielki problem. Ciągle jesteśmy tylko dla kogoś- nigdy dla siebie. Każdego dnia masz coś do zrobienia po pracy, to sprzątanie, to gotowanie, to spotkanie z kimś, kto Cię potrzebuje. A ja pytam- gdzie w tym wszystkim jesteś Ty sam? Czy potrafisz obserwować samego siebie i poznać swoje potrzeby? Czy umiesz je spełnić?

Wielu z nas, niestety, zagłusza samych siebie. Posłuchaj utworu Budki Suflera - "Cisza jak ta".. o taką ciszę, która jest równocześnie rozmową ze sobą, mi chodzi ;-)

Masz rację, wstajesz, jest zimno, jest szaro buro, chciałoby się powiedzieć, pogoda do dupy. Ale Ty nie musisz być do dupy, nie musisz utożsamić się z aurą. To wymaga trochę wysiłku, to nie jest proste.

Może zacznij od tego, by przygotować dla siebie ciepły, zdrowy posiłek, który Cię wzmocni i rozgrzeje od środka. Potem zrób sobie kolorowy make-up, lub ubierz się w cieplejsze kolory. Wyjdź z domu, uśmiechnij się do innej spiętej twarzy i pomyśl, co dobrego możesz dziś dla siebie zrobić..

Spacer w samotności lub z kimś, kogo bardzo lubisz?
Kupienie sobie jakiejś drobnostki, choćby zapachowej świeczki, przy której przyjemniej Ci będzie wieczorem?
A może obejrzyj dobry film z przyjaciółką?
Poucz się obcego języka, co od dawna masz w planach?
Otul się ciepłym kocem i poczytaj książkę?
Zrób ciepłe kakao z karmelem i wanilią dla siebie?
Idź na basen, posiedź w saunie, idź na zajęcia fitness?
Zrób porządek w szafie z ciuchami, bo już wypadają, gdy ją otwierasz?;-)
Umów się z kimś na grzane piwo albo grzane winko.
Zrób sobie ciepła kapiel przy świeczuchach, albo romantyczną kąpiel z drugą połówką.

Pamiętaj o tym, by nie robić nic na siłę, bo wydaje Ci się, że coś jest fajne i że będzie Ci dzięki temu przyjemniej. Posłuchaj siebie. Nie zawsze może pomagać Ci to samo.

Ja czasem mam ochotę pobyć sama, otulić się kocem i zanurzyć w dobrą książkę. Innym razem dobiłoby mnie jeszcze bardziej takie leniwe siedzenie. Dziś na przykład zabrałam się za małe sprzątanie, żeby się rozruszać i zrobić coś- nie dla domu- lecz dla siebie, by lepiej mi się w nim mieszkało ;-) Później ubrałam się ciepło, wzięłam męża i parasolkę pod pachę i pomoczyłam buty w kałużach. A teraz czekam na pysznego, słodkiego omleta, który przyrządzi mi na kolację mój luby.

Może i późna jesień jest do duszy. Ale nie można się jej poddać. Bo to nie ona Cię dobija, tylko Twój brak walki i złe nastawienie.
Powodzenia życzę sobie i Wam wszystkim, bądźcie dla siebie dobrzy bo to nie egoizm lecz miłość, którą każdy musi samego siebie darzyć! ;-)

A to mój poranny bunt.. ;P



Oooo... a oto i jest mój omlecik! :D mniamuśny ! ;*

środa, 15 października 2014

Prawo (nie)przyciągania

Przyjmę inne stanowisko w tej kwestii.

Wiecie czym jest prawo przyciągania, o którym tak głośno?
To teza, zjawisko, które zakłada, że przyciągasz to, o czym myślisz.
Gdy czegoś mocno pragniesz i skupiasz się na tym całym sobą, to pojawia się to w Twoim życiu.

To piękne i pełne nadziei założenie.
Fajnie jest tak myśleć i kierować się tym w życiu.

Ale ja pytam, czy to się zawsze sprawdza?
Nie. Nie. Nie. i jeszcze raz Nie.
Może dotyczyć tylko rzeczy, na które sam masz wpływ.

Ja uważam, że istnieje prawo nieprzyciągania, czyli tzw. prawo odpuszczenia.
Przykład?

Kobieta, która jest samotna. Chce kogoś poznać, zakochać się. Ale ciągle jej nie wychodzi. Jest tak zafixowana na tym punkcie, że ciągle o tym myśli, skupia się na tym.
W końcu, ta sama kobieta, zaczyna żyć dla siebie, cieszy się samotnością, bo nauczyła się z niej korzystać w najlepszy możliwy sposób. Odpuszcza sobie. Nie szuka na siłę, nie czeka już na nic.
I wtedy bum.. znienacka pojawia się facet, ba, kilku facetów naraz i to w najbardziej nieoczekiwanej sytuacji.. ;)

Przykład numer 2.
Małżeństwo stara się o dziecko. Miesiąc, pół roku. Rok, dwa. Już o niczym innym nie myślą. Stresują się niepowodzeniami, co miesiąc załamuje ich kolejne rozczarowanie i wielki zawód. Przychodzi moment, gdy wyczerpani psychicznie poddają się.
Mija jakiś czas- i nagle mają swoje 2 kreski , na które stracili już nadzieję.

Mam podawać więcej przykładów? Myślę, że nie muszę.
Są w życiu rzeczy, które tak bardzo chcemy mieć i tak niezdrowo do tego podchodzimy, że aż je odpychamy.  
Wpadamy w pułapkę własnych oczekiwań i planów, zapominając o tym, że czasem potrzeba cierpliwości. Że każda sytuacja, w której nie dostajemy tego, czego chcemy, jest po coś.

Więc odpuść.
Niech wszystko płynie..

A bardziej nieładnie i wulgarniej mówić..

Miej wyjebane, a będzie Ci dane! 


wtorek, 14 października 2014

Makijaż zdobi kobietę..

..ale nie zawsze. Odpowiedni. Nieprzerysowany, subtelny, podkreślający walory, a ukrywający mankamenty. Jest naprawdę bardzo cienka granica między pięknym, wyrazistym makijażem- a kiczem.

Wizaż był pierwszą dziedziną kosmetologii, w którą wkręciłam się całym sercem. Miałam szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu i spotkać zdolne, chętne do przekazania swej wiedzy osoby, dzięki którym podszkoliłam się w wykonywaniu makijażu.
Od 5 lat zrobiłam ich mnóstwo. Każdego dnia przyglądam się błędom wykonywanym przez kobiety, błędom które ujmują im urody, zamiast jej dodać.

Makijaż powinien sprawić, że poczujesz się piękniejsza i spędzisz w tym przekonaniu cały dzień.

Jeśli masz ciemne oczy i włosy, nie będziesz potrzebowała na co dzień mocnego makijażu. Panie o zielonych i niebieskich oczach mają troszkę trudniejsze zadanie.

Do wykonania klasycznego, ale precyzyjnego makijażu dziennego będziesz potrzebować:

Bazy pod makijaż lub kremu na dzień  (matujący do cery tłustej, nawilżający do suchej)

Lekkiego podkładu o pół tonu ciemniejszego od Twojego naturalnego kolorytu
( ja lubię Wake Me Up, Rimmel- rozświetla, nie kryje za mocno i wygląda naturalnie)

Rozświetlacza pod oczy, jeśli masz cienie lub źle spałaś :)

Pudru sypkiego, który utrwali make-up
Mój ulubiony i niezastąpiony- Max Factor Translucent, używam go również do makijaży wieczorowych, jest genialny, bo przezroczysty i dopasuje się do każdej cery

Różu lub bronzera, by poszerzyć zbyt szczupłą lub wyszczuplić za szeroką twarz

Tuszu do rzęs, najbardziej lubię Max Factor- 2000 calorie lub False Lash Effect

Pastelowej szminki lub błyszczyka :)

Jeśli masz niebieski, zielone albo szare oczy, warto do makijażu oczu dodać kreskę zrobioną czarną kredką lub eyelinerem.
Można się również pokusić o makijaż oka typu "banan" używając w tym celu cieni, ale nie za ciemnych. 

Jeśli chcesz podkreślić kolor tęczówki, wybierz cienie o barwie kontrastowej, a nie tworzącej harmonię, np.

jesli masz zielone oczy to podkreślisz je fioletem, a sharmonizujesz zielenią


jesli masz niebieskie oczy- pięknie podkreśli je brąz, natomiast błękit czy turkus je zgasi


Oczy brązowe z kolei skontrastuj z granatem i turkusem, a jeśli chcesz je sharmonizować użyj brązów


Nie zapominaj o brwiach. Nie żałuj sobie na regulację i hennę u kosmetyczki bo prawidłowy łuk brwiowy to połowa sukcesu, za to zakłócony łuk brwiowy zniszczy cały efekt i odwróci uwagę od reszty.

Na koniec makijaż dzienny Kasi, który wykonałam dzisiaj. Zgodnie z powyższą zasadą, podkreśliłam piękny kolor tęczówki. 
Przed makijażem



i efekt końcowy :)

Pozdrawiam!





niedziela, 12 października 2014

Czy to, kim się otaczamy- ma na nas wpływ?

Ot tak mnie naszło.
Zastanowiłam się ostatnio, jaki wpływ ma na nas drugi człowiek, ale nie ten który jest obcy i przechodzi obok nas ulicą, lecz ten, z którym obcujemy na co dzień.
Są to ludzie, z którymi pracujemy. Chłopak, narzeczony, mąż. Rodzice. Przyjaciele. 
I nie mam tu na myśli wpływ, który na nas te osoby wywierają.
Chodzi mi o to, co się dzieje nieświadomie.
O to zjawisko, które się w nas ewoluuje poprzez zetknięcie się naszych nastrojów i światów wewnętrznych.
Przyjrzałam się przeszłości.

Doszłąm do tego, że nie zdawałam sobie sprawy z tego jak olbrzymi wpływ miały na mnie wszystkie osoby, które spotkałam na swojej drodze.
Fakt jest jeden- kimkolwiek byś nie był- optymistą, pesymistą czy też realistą- to z kim często przebywasz może Cię zmienić o 180 stopni. 

Po świecie chodzą tak zwane wampiry energetyczne. Są to ludzie, którzy świadomie, bądź nieświadomie, celowo bądź niecelowo wyżerają energię z innych ludzi, poprzez obarczanie ich swoimi problemami, wiecznym narzekaniem, marudzeniem, strachem  i negatywnym nastawieniem.

Jeśli na co dzień obcujesz z taką osobą, to gwarantuję Ci, że nawet jeśli jesteś wiecznym optymistą, w końcu Twój świat również przybierze szaro-czarny kolor.
I odwrotnie. Jeśli jesteś pesymistą, wiedzie Ci się w życiu gorzej i czujesz, że życie jest jakieś takie niesprawiedliwe, ale masz każdego dnia obok siebie kogoś, kto pokaże Ci piękny zachód słońca, zachwyci się śpiewem ptaków, smakiem dobrej potrawy lub śmieje się jak głupi do sera, bo żyje i to jest dla niego ważne, to sam w końcu dostrzeżesz promień słońca i światło w tunelu.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że człowiek jest tylko człowiekiem, i każdy ma gorsze i lepsze dni. Nie ma na świecie osoby, która przez 24h ma uśmiech na twarzy.

Ale to już kwestia nastroju, a nie sposobu bycia.

Czemu o tym piszę? Bo zrozumiałam, jak wiele zawdzięczam osobom, które mam obok siebie teraz. Dzięki nim widzę kolory. Zachwycam się jesienią, której zawsze nie znosiłam. Cieszę się ze spadających, złotych liści. Uśmiecham się na myśl, że w domu czeka na mnie ktoś, kto każdego dnia udowadnia mi że jestem dla Niego całym światem. Wypełniam się dobrą energią, bo wiem, że mogę czytać, pisać i robić to, co lubię. Wiem, że mam niedaleko siebie kogoś, kto mnie zawsze zrozumie, niezależnie od nastroju i pokaże mi dobre strony życia, nawet gdy wydaje się takie bardzo do dupy.
To tak wielki dar. Ludzie, którzy dadzą Ci uśmiech i nie boją się Twojej ciemniejszej strony. Podają rękę i ciągną Cię w górę.

Co w związku z tym..
Uśmiechajmy się. Postarajmy się nie rozgłaszać na lewi i prawo swego złego nastroju. Zaraźmy się energią od optymisty.
I pamiętajmy o tym, że nasz pesymistyczny nastrój wpływa na naszych najbliższych. Bo oni nie mają do nas dystansu. Rodzice zawsze się będą Tobą przejmować. Mąż pomyśli, że to jego wina, bo nie jest dla Ciebie wystarczająco dobry, byś mogła kochać życie. W pracy zrobi się gęsta i dusząca atmosfera.

Lecz najgorzej ucierpią na tym Twoje dzieci. Pamiętaj, że one wciąż obserwują i uczą się życia od Ciebie. Nie przekazuj im tego bagażu.
Łatwo się mówi, co?..
A ja myślę, że to dobry powód do popracowania nad sobą. Doskonały. Jak nasza ludzka Miłość do siebie nawzajem :)

piątek, 10 października 2014

Sekrety zdrowej i promiennej cery.

Było życiowo.
Było książkowo.
Dziś.. coś z mojego fachu :-)

Czemu akurat taki temat?  Wiele z nas nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę wpływa na wygląd naszej twarzy. Mnóstwo kobiet przykrywa ją ciężkim makijażem, zamiast każdego dnia wykonywać kilka podstawowych kroków aby cera była zdrowa i zawsze wypoczęta.

Pierwsze, o czym muszę napisać, to największy grzech, jaki kobieta może popełnić wobec własnej cery- niedokładne lub zupełne niezmycie makijażu przed pójściem spać.... Niestety zdarza się to bardzo często. Ileż to razy, gdy przeprowadzam wywiad z klientkami, które przychodzą na czyszczenie twarzy, i pytam o demakijaż, słyszę.. "Często zmywam go rano, bo wieczorem mi się nie chce".

Drogie Panie. Nasza skóra najlepiej chłonie wszystko co na nią położymy i najintensywniej się odżywia między 23, a 2 w nocy. Jeśli zostawisz na niej grubą warstwę podkładu zmieszanego z zanieczyszczeniami z całego dnia, to nie dziw się, że masz krosty, pryszcze, przebarwienia, zmarszczki, a Twoja twarz wygląda na zmęczoną i chorą.

Równie istotny jest też sposób, w jaki to robisz. Możesz zrobić demakijaż za pomocą mleczka, płynu micelarnego, żelu oczyszczającego. Pamiętaj jednak, że zawsze po użyciu jakiegokolwiek kosmetyku, który zmywasz wodą, musisz użyć toniku, który przywróci skórze prwidłowe ph, w innym wypadku skóra przesuszy się i nie będzie miała jak się bronić, bo pozbawisz jej tzw. płaszcza hydrolipidowego skóry, który chroni ją przed środowiskiem zewnętrznym.



Drugim krokiem jest używanie odpowiednich kosmetyków. Tłustszy krem, bogata konsystencja- to krem odpowiedni na noc. Na dzień wybieraj lekkie kremy bazowe. Warto również używać ampułek, serum, ponieważ mają więcej składników aktywnych.
Paniom, które zauważyły już u siebie oznaki starzenia, polecam sprawdzony i znakomity produkt, a mianowicie kolagen Dr. Przybylskiego. Kolagen w odróżnieniu od wszystkich kosmetyków świata dotyka przyczyny, a nie skutków starzenia się skóry, zatrzymuje czas. Kolagen jest odpowiedzialny za sprężystość, elastyczność i jędrność skóry oraz innych tkanek.



2 razy w tygodniu rób peeling twarzy, a jeśli Twoja twarz jest mimo wszystko niedostatecznie nawilżona- korzystaj z zabiegów u kosmetyczki. Nie musisz wydać fortuny- już sam prosty zabieg składający się z peelingu kawitacyjnego, masażu i maski algowej przyniesie pożądany efekt. Nie wspominając już o lepszym samopoczucie psychicznym :)


To nie wszystko. Wysypiaj się. Bądź dla siebie dobra. Nie karm się chemią i śmieciowym jedzeniem. Uśmiechaj się. Nie zakrywaj się pod toną makijażu :) Zadbaj o siebie, poświęć sobie trochę więcej czasu niż zwykle, a sama zobaczysz różnicę.

Pozdrawiam :)

środa, 8 października 2014

Książka, która wzruszyła mnie od pierwszej strony :)

Pewnego popołudnia, robiąc zakupy, moją uwagę przyciągnęła piękna niebieska okładka książki, żywiołowa i mająca w sobie jakąś obietnicę.
Nie zastanawiałam się ani sekundy, czego nie mam w zwyczaju bo zazwyczaj skrupulatnie oceniam każdą decyzję. Zachęcił mnie tytuł, zachęciła grafika, zachęcił cytat z tyłu.

Cóż rzec mogę.. Przeczytałam pierwszą stronę... i się rozpłakałam. Nie był to płacz spowodowany jakimś smutkiem, lecz wzruszeniem, nadzieją i radością, że znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nie pomuliłam się. Całość czytałam z niezwykłą uwagą i spokojem.

Regina Brett. Kobieta, która przeszła swoje, wyciągnęła z doświadczeń to, co trzeba i chce się tym podzielić z takimi, jak ja- pisząc felietony o znaczących tytułach. W tej książce znajdziesz 50 pięknych, mądrych, błyskotliwych, wzruszających i niezwykle pouczających lekcji.

Radzę czytać powoli, by jak najpóźniej skończyć. Bo czytanie tekstów tej kobiety to prawdziwa uczta dla psychiki :) Zazdroszczę wszystkim, którzy mają tę pozycję jeszcze przed sobą!


Poniżej na zachętę zamieszczam moją ulubioną lekcję. Otworzyła mi oczy duszy. Nauczyła, że święto mogę mieć każdego dnia. Pokazała, że wyjątkowość to chleb powszedni, a nie coś, co ma poczekać na swoją okazję.

Lekcja 21.
Zapal świece, śpij w lepszej pościeli,
włóż elegancką bieliznę.
Nie czekaj na specjalną okazję –
wystarczającą okazją jest dzisiejszy dzień
.



Nie odkurzam już świec.
Kiedyś musiałam to robić. Dostawałam od przyjaciół cudowne świece o zapachu jabłek z cynamonem, francuskiej wanilii czy łanu zbóż oraz aromaterapeutyczne, przynoszące spokój, miłość i harmonię wewnętrzną, z zatopionymi liśćmi i płatkami róż. Nie zapalałam żadnej z nich.

Nie chciałam ich zużyć, więc pozostawało mi tylko ścieranie z nich kurzu. Miesiąc po miesiącu, rok po roku. Kiedyś dostałam świeczkę wstawioną w szklaną kulę i otoczoną polnymi kwiatami. Stała u mnie wiele lat, aż któregoś dnia ścierając kurze odkryłam, że wosk stopił się na słońcu.

Wiedziałam, że nie powinnam oszczędzać świec na później. Dorastając, zaczytywałam się w tekstach Ermy Bombeck, ulubionej felietonistki mojej mamy. To były pierwsze felietony, z którymi się zetknęłam. Erma była humorystką, gospodynią domową i jedyną pisarką, która sprawiała, że moja mama wybuchała śmiechem. Mama miała wszystkie jej książki. Kiedy Erma zachorowała na raka piersi, jej teksty stały się jeszcze bardziej przejmujące. Dwa lata później jej nerki przestały pracować z powodu choroby genetycznej. Zmarła po przeszczepie.

W jednym ze swoich najlepszych felietonów opisała, co zrobiłaby w życiu inaczej, gdyby miała okazję zacząć wszystko od nowa. Zawsze po jego lekturze obiecywałam sobie, że zastosuję się do jej rad.

Postanawiałam nie sprawdzać skrzynki e-mailowej, kiedy rozmawiam z mamą przez telefon, robić jedną rzecz na raz i żyć chwilą obecną, a w samochodzie wyłączać telefon komórkowy i rozkoszować się widokiem za oknem.

Obiecywałam sobie spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu i nie narzekać, że włosy skręcają mi się na deszczu, a przez wilgoć opada mi grzywka.

Planowałam częściej palić w kominku, nie przejmując się tym, jak zimno zrobi się później w domu i jak bardzo nadymię w salonie.

Zamierzałam być bardziej spontaniczna i przychodzić do przyjaciół na organizowane w ostatniej chwili kolacje, mniej mówić o sobie i więcej słuchać o tym, co się dzieje u nich.


Ale nigdy nie dotrzymywałam tych obietnic. Dopóki nie zachorowałam na raka.

Kiedy miałam 41 lat, wyczułam w prawej piersi guzek wielkości winogrona. Drugie stadium agresywnego raka. Niedługo potem byłam łysa, chora i wyczerpana dwiema operacjami, czterema turami chemioterapii i sześcioma tygodniami codziennych naświetlań. Ale za to żyłam. Dostałam szansę na całkiem nowe życie.

Rak to wspaniała pobudka. Wyrwał mnie z letargu. Kazał mi zdjąć metkę z nowej bielizny i założyć tą czarną koronkową halkę. Otworzyć szkatułkę z biżuterią i włożyć perły. Napalić w kominku. Zużyć kulki z olejkiem do kąpieli, zanim wyschną na wiór w koszyczku na toalecie. Zapalić świece.

Noszę w portfelu swoje zdjęcie z łysą głową. Ma mi przypominać, że każdy dzień na nogach to dobry dzień. Myślę też o tym codziennie, patrząc na miejsce, gdzie miałam piersi. Blizny uświadamiają mi, że każdy ma datę ważności, przydatności do spożycia. Choć nie ostemplowano nas niczym kartonu mleka czy kubeczka serka wiejskiego, wszyscy jesteśmy śmiertelni. Nikt nie żyje wiecznie.

Dzięki rakowi nauczyłam się nie oszczędzać nic na wyjątkowe okazje, bo każdy dzień jest wyjątkowy. Wykorzystaj wszystko, co masz, już dziś. Tak przynajmniej radzi pisarka Annie Dillard.

Jej myśli, zawarte w książce The Writing Life („Życie pisarza”) odnoszą się nie tylko do pisania, lecz także do życia.

Annie radzi pisarzom wykorzystywać wszystkie pomysły od razu. Nie zostawiaj żadnej anegdoty, akapitu, cytatu ani pomysłu na początek albo koniec jakiejś lepszej powieści, wiersza czy opowiadania, które planujesz napisać kiedyś w przyszłości. Skoro chcesz użyć ich teraz, to znaczy, że powinieneś.

To wymaga wiary. Musisz uwierzyć, że kiedy wykorzystasz dobre pomysły, przyjdą ci do głowy kolejne. Studnia znów się wypełni.

Na moich półkach stoją całe rzędy pamiętników i dzienników, czekających na właściwy moment, właściwy projekt, właściwą książkę. Czekają i czekają. Jak długo będę czekać? A ty?

Frank McCourt miał 66 lat, kiedy opublikowano jego debiutanckie Prochy Angeli. Laura Ingalls Wilder wydała swoją pierwszą książkę w wielu 65 lat. Artystka folkowa Grandma Moses zaczęła karierę malarską po siedemdziesiątce.


Duże wrażenie zrobiła na mnie informacja, że Michał Anioł zostawił swojemu młodemu uczniowi imieniem Antonio następującą notatkę, będącą zarówno ostrzeżeniem, jak i zachętą: „Rysuj, Antonio, rysuj, Antonio, rysuj i nie trać czasu”.


Wyobraziłam sobie, że wkładam za lustro kartkę z napisem: „Żyj, Regino, żyj, Regino, żyj i nie trać czasu”.


Nie musisz zachorować na raka, żeby zacząć żyć pełnią życia. Życie jest za krótkie, żeby marnować je na nudne sprawy, które nie sprawiają ci przyjemności. Odkąd zachorowałam, moja filozofia brzmi: koniec z traceniem czasu. Koniec z brzydkimi ubraniami. Koniec z nudnymi filmami. Wyrzuć je ze swojego życia. Zastąp je radością i pięknem.



Dzięki rakowi nauczyłam się dwóch ważnych słów oraz tego, kiedy ich używać. Teraz potrafię powiedzieć: „tak” i „nie” kiedy trzeba. Gdy przyjaciele zapraszają mnie na imprezę, na którą nie mam ochoty, odpowiadam: „Nie, ale dziękuję za propozycję”. Koniec ze zgadzaniem się na coś, czego nie chcę robić. Zawsze pytam siebie: Czy warto poświęcić na to kilka godzin mojego życia?

Dawniej mówiłam „tak”, kiedy chciałam powiedzieć „nie”, zwykle ze strachu, co pomyślą sobie o mnie ludzie, jeśli odmówię. Ale mówienie „nie” oznacza, że mogę również powiedzieć „tak”.


„Tak” prawdziwemu życiu, które kocham. „Tak” przebywaniu z ludźmi, których kocham najbardziej, żebym nigdy nie żałowała, że nie utrzymywałam z nimi kontaktu. „Tak” zapalaniu świec, noszeniu pereł, używaniu dobrej porcelany, spacerom w deszczu, robieniu orłów na śniegu, nawet jeśli potem wniosę do domu błoto albo śniegową breję.

Te trzy proste kroki mogą odmienić twoje życie:

Wybierz jedną rzecz, której powinieneś powiedzieć „nie”.

Może to być niezdrowe przywiązanie: do mężczyzny, do karty kredytowej, do sklepu z pączkami. Sam wiesz najlepiej, co to jest. Wybierz tę jedną rzecz. Co by się stało, gdybyś zaczął mówić „nie”? „Nie” projektom, których nie musisz wykonać osobiście. „Nie” każdemu w kościele, szkole albo pracy, kto prosi, byś poświęcił własny czas i zdolności kolejnej sprawie. Spójrz w swój kalendarz. Czy w tym miesiącu znalazłeś czas na coś, co naprawdę chciałbyś zrobić? Weź samoprzylepne karteczki i zaznacz w nim chwile dla siebie, chwile radości, pasji i miłości.


Wybierz jedną rzecz, której powinieneś i chcesz powiedzieć „tak”.

Może powinieneś pokochać samego siebie takim, jakim jesteś, ze swoją talią i całą resztą. Może przebaczyć komuś, za kim tęsknisz. Wrócić do szkoły, pójść na wcześniejszą emeryturę, spróbować umówić się znów na randkę. W głębi duszy wiesz, co to jest. Kiedy mówisz „nie”, możesz zacząć mówić „tak”. „Tak” spokojniejszym dniom, weekendowym wycieczkom, czytaniu świetnych książek, malowaniu farbami olejnymi, wycieczce na Hawaje, lekcjom gry na pianinie, pedicurowi. Powiedz „tak” temu wszystkiemu, co wzbogaca twoje życie i świat wokół ciebie. Nie chodzi o wielką rewolucję, tylko o kolejny mały krok. W którą stronę pójdziesz?

Opowiedz o twoich „tak” i twoich „nie” temu, kto wierzy w ciebie najbardziej. Zwierz się swojemu małżonkowi, przyjacielowi, któremuś z rodziców. Spraw, by stało się to realne.

Nie trzeba usłyszeć diagnozy „rak”, żeby zacząć żyć pełnią życia. Wystarczy zapalić świecę każdego dnia. To wspaniały sposób, żeby przypomnieć sobie, że życie jest krótkie, a jedyne, co się liczy, to chwila obecna. Wyjdź z kina z nudnego filmu. Odłóż książkę, która cię nie zachwyca.

Witaj każdy ranek z otwartymi ramionami, a każdej nocy ze szczerego serca dziękuj za minione dwadzieścia cztery godziny. Każdy dzień to cenny dar. Trzeba się nim delektować i z niego korzystać, zamiast oszczędzać go na przyszłość, która może nigdy nie nadejść.

środa, 1 października 2014

Czy warto walczyć o siebie- wbrew wszystkim?

Od dziecka słyszysz te słowa. W szkole, w domu, później w pracy.
Rzucane od niechcenia, bez głębszego sensu lub z sensem nietrafionym.
Walcz- o dobre oceny, o wygraną w konkursie, o zdobycie uznania wśród rówieśników.
Walcz o lepsze życie, o pieniądze, o dobrą posadę w pracy.
O mężczyznę, który Ci się podoba, o kobietę, na punkcie której oszalałeś.
Walcz żeby być pierwszym!
Walcz by mieć więcej od innych, by zawsze wyszło na Twoje.
MUSISZ być najlepszy!

Czy Tobie też przewraca się w żołądku od powyższych haseł?
Czy rodzi się w Tobie bunt?

..a czy usłyszałeś kiedyś, że masz walczyć o SIEBIE?
Czy ktoś wytłumaczył Ci co to znaczy?
Czy wiesz- że walczyć o siebie- to podejmować w życiu decyzje, które Cię uszczęśliwią, a nie te które wypada podjąć?
To nie tracić czasu na coś, co Cię unieszczęśliwia, nie rozwija i nie fascynuje.

Walczyć o siebie to walczyć o swoje uczucia, to dbać o swoje emocje, o swój rozwój i o swoje marzenia. Wbrew powszechnym opiniom, że życie jest trudne i -jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

Nie zgadzaj się na to. Bóg Cię stworzył właśnie po to, abyś był szczęśliwy i otwierał swe serce dla innych by czasem okazać się ich szalupą ratunkową.

Mam pracę, w której na codzień spotykam się z wieloma kobietami, które mi się zwierzają. I wiesz, co zaobserwowałam? Zagubienie. Młode kobiety, które- jak niby być powinno- zamiast mieć siłę i energię, noszą w sobie smutek i strach.  Boją się w życiu robić to, co kochają.  Pracują w miejscach, których nienawidzą, bo "za coś trzeba żyć", poświęcają się, wracają do domów tylko po to, by się przespać, tkwią w nieszczęśliwych związkach- bo myślą, że tak muszą.
I to "muszę" zabija je za życia.

Najwięcej radości widzę w oczach starszych kobiet. Powiesz-ale jak to- przecież takie to już nic w życiu nie czeka. Mylisz się. Te starsze kobiety już wiedzą, co w życiu warto- a czego nie.
Nie tracą czasu na bzdury. Wykorzystują czas na to, by pójść na spacer, zachwycić się światem, ugotować wartościowy i zdrowy posiłek, poczytać dobrą książkę, pobyć z najbliższymi. Wyjeżdżają na weekend za miasto. Pracują dorywczo- i w ich psychice nie ma słowa "muszę" lecz "mogę pracować i chcę tego".
Teraz sobie myślisz- no tak, mają tyle wolnego czasu, to mogą, one mają lepiej.
Pomyśl, że często brak im zdrowia, a jednak mają energię.

Uwielbiam te starsze, mądre kobiety. To one dają mi power i to dzięki nim mam ochotę walczyć o siebie.

Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem.

Nie chcę tracić czasu na sprawy, które nie są tego warte.

Nie chcę wyglądać tak, by podobać się innym, chcę czuć się dobrze ze sobą.

Nie chcę być pierwsza i najlepsza- bo odkryłam, że to nie daje mi poczucia własnej wartości.

Nie chcę się poświęcać już dla ludzi, którzy na to nie zasługują. 

Nie chcę już tracić swoich talentów i umiejętności na marne.

Nie chcę już się starać o to, byś mnie lubił i podziwiał.


Chcę po prostu lubić siebie.

Chcę robić to, co kocham.

Chcę marzyć i uwierzyć w siebie.

Chcę zmienić decyzje, które być może nie były dla mnie zbyt dobre.

Chcę żyć pełnią życia, walczyć o siebie wbrew opiniom innych ludzi.


Bo uwierz mi, choć sama do końca tego jeszcze nie wiem- lecz czuję to wyraźnie..
Jedyne o co w życiu warto walczyć, to o SIEBIE.

Nie umieraj za życia.
Wstań i podążaj za głosem swojego serca!

".. chciałem żyć świadomie,
stawać w życiu tylko przed najbardziej ważkimi kwestiami,
przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to,
czego może mnie życie nauczyć,
abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem.
Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest.."